Niestety to koniec. Koniec „Miłości na bogato”. Serial wstrzymał telewizję, a ruszył internet. Nagle wszystkich opanowało szaleństwo, bo oglądalność przekracza miliony wyświetleń.
Ale co tak naprawdę przyciąga ludzi do tego serialu? Może chęć obejrzenia czegoś groteskowego? Czegoś, co w karykaturalny sposób przedstawia życie warszawiaków? A może sadzą, że głupota śmieszy? Chyba powinno się nad nią płakać. Może serial po prostu im się podoba? Oby nie. Może przedstawia niedoścignione cele. Pieniądze, kariera, „przyjaciele”, bo to właśnie główne tematy serialu.
Bohaterowie żyją beztrosko. Bez problemów. W krainie szampanem płynącym. Jedna z bohaterek staje przed trudnym wyborem- wyjazd do Nowego Yorku czy zamieszkanie ze swoim ukochanym. Z kolei druga nie wystąpi w pokazie marki, „których ubrania uwieeeelbia”. Jednak przez całe popołudnie, z kuzynką -znaną modelką- tym razem przy winku uczy się chodzić na
15- centymetrowych szpilkach. Ta odkrywa przed nią tajniki swojego fachu. Następnego dnia dziewczyna dowiaduje się, że dostała tę robotę! „Jednak moja ciężka praca nie poszła na marne”-podsumowuje.
Oglądając ten serial, zastanawiałam się, dlaczego. Dlaczego takie beznadzieje cieszą się taką popularnością? Czy ludzie naprawdę potrzebują takich „atrakcji”? I oto kolejny dowód, że polska telewizja stacza się. Naprawdę jest ubogo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.