środa, 7 maja 2014
Moja opinia na temat lektur szkolnych
Siedzę. Trochę zimno mi w stopy. Na czarnym stołku, przy moim boku stoi kubek z gorącą herbatą. Taką z cytrynką, jak lubię. W dłoni trzymam książkę. Nie grubą, Dwieście stron. „Pamiętnik z powstania warszawskiego”. Czytam już długo, kilka godzin. Czytam, bo muszę, czy czytam, bo chcę? Obchodzi mnie to co czytam, czy czytam pomijając pewne informacje, nie słuchając tego cichego głosiku w głowie, który zlepia literki w słowa, wyłączam się? A może czytam z uwagą, wyłapuję informację, próbuję zrozumieć, wciągam się, czuję tę książkę?
Mówię tu szczerze, jak należy, że w swoim życiu przeczytałam wszystkie zadane lektury. Może to wynika z mojej ambicji, a może z tego, że jak zadane, to głupio nie przeczytać, a jakby nie przeczytać, to tak jakby coś stracić? Jedne z nich czytałam z entuzjazmem, przeżywałam je, na korytarzach szkolnych, dyskutując o nich z rówieśnikami. Do innych podchodziłam z większym dystansem, może nie skradły one mojego serca, ale nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobały, że były złe, słabe, beznadziejne. Jedyną lekturą, której nie mogłam przetrawić była „Zaczarowana zagroda” autorstwa Centkiewiczów. Lektura bodajże dla uczniów drugiej klasy szkoły podstawowej. Czytałam ją trzy razy, bo wciąż miałam wrażenie, że nic z niej nie rozumiem. Losy pingwinów z tejże zagrody chyba już na zawsze zagościły w mojej głowie. Do dziś dzień pamiętam, że jeden z nich miał sierść z kształcie krawata przy szyi.
Czy lektury szkolne są komukolwiek potrzebne? Czy zadawanie dzieciom do przeczytania książki ma jakikolwiek sens? Dziś, w dobie internetu, kiedy wystarczy wpisać w wyszukiwarce dany tytuł, a w odpowiedzi dostaniemy wszystko, od streszczeń, opracowań, planu w punktach, charakterystyk do rozprawek, na świecie przedstawionym w książce skończywszy? Chodzi o zaufanie w stosunku do dzieci, młodzieży? Nie bądźmy głupi. Na trzydziestoosobową klasę, zadaną lekturę czyta zazwyczaj mniej niż połowa. Zapewne dlatego że, większości uczniów to nie obchodzi. Choć tego nie potrafię zrozumieć. Nieraz słyszę głosy typu: „Po co mi jakaś Balladyna?” , „Czy przeczytanie „Quo Vadis”, czy innej durnej lektury, coś zmieni w moim życiu, po co mam marnować mój cenny czas?” Właśnie. Cenny czas...
Żal czasu na czytanie. I mówię tu całkiem ogólnie, nie tylko o lekturach. I tu pojawia się moje niezrozumienie, żal i rozpacz. Jak można czytanie uważać za marnotrawstwo własnego czasu? Rozumiem, że przesiadywanie całymi dniami na facebook’u jest wielokrotnie ciekawszą alternatywą. No tak. Przecież zdjęcia znajomej, którą ostatnio widzieliśmy 5 lat temu, którą spotkaną na ulicy traktujemy jak osobę całkiem obcą, są ciekawsze. Bingo! Jeżeli mamy problem z czytaniem ogólnie pojętym, to jak mamy z zapałem czytać książki, które ktoś nam podsuwa pod nos mówiąc „Ma być przeczytane za dwa tygodnie.”? Sedno tkwi w nas samych, bo jeśli radości nie sprawia nam czytanie w pojęciu ogólnym, nasze regały są puste, a nową książkę ostatnio dostaliśmy na Komunię Świętą, i była to Biblia, to po pierwsze gratuluję, po drugie współczuję, a po trzecie nie oczekuję, że zadana książka zostanie przeczytana.
Bawi mnie również czytanie na przymus. Przeczytać? Przeczytane, a jakże! Zrozumiane? Niekoniecznie. To jest robienie czegoś od niechcenia, bez przyłożenia się, bez zwykłej woli zrozumienia. Myślę tak sobie, że chyba lepiej nie czytać w ogóle, niż przeczytać i wciąż nie wiedzieć co było głównym wątkiem naszej książki. Takie czytanie uważam, za rzeczywiste marnowanie czasu.
Czy lektury są nudne? Tu odpowiem z czystym sumieniem, że nie są. One nie muszą mieścić się w naszych gustach, nie są też po to, aby stawały się naszymi ulubionymi książkami. One mogą nas naprowadzać. Po przeczytaniu lektury kryminalnej, możemy sięgnąć po inne dzieła tego gatunku. Możemy się zagłębić, poszukując siebie w książkach. I to jest piękne. W książkach zadawanych i omawianych na lekcjach języka polskiego mamy odnajdywać ludzkie postawy, zachowania, poznawać historię i kulturę. Są to takie podstawowe dzieła, które powinno się znać. Czytając, można odkryć gatunki, z którymi nie mieliśmy nigdy styczności, czy też dowiedzieć się o rzeczach, o których nikt nam wcześniej nie mówił. Jak więc lektury można nazwać nudnymi? Są przecież one wspaniałym źródłem wiedzy, pokazują nam inną stronę świata, poszerzają nasz sposób patrzenia na pewne kwestie.
Uważam, że czytanie lektur szkolnych jest ważne. Być może moje zdanie znacząco różni się od opinii moich rówieśników. Ale to właśnie lektury w szkole podstawowej, sprawiły, że pokochałam czytać. Pierwszy raz wzruszyłam i uśmiechałam się przy czytaniu lektury. To one naprowadziły mnie na to, co lubię i to one pozwalają mi poznawać świat, o którym nie miałam pojęcia. Sądzę, że są to takie nasze niezbędne zadania domowe, których „odrobienie” sprawia raczej przyjemność niżeli problem.
Aleksandra Ciechanowska
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.